wtorek, 6 grudnia 2011

rozdział : 12.

Wybiegłam na salę z załzawionymi oczami. Wszystko było zamazane i potknęłam się o własne nogi. Przewróciłam się i już nie dałam rady wstać. Nie potrafiłam. Ból, cierpienie, strach, żal. To wszystko mnie przygniatało wewnątrz. Zaczęłam krzyczeć na cały głos :
-On umiera ! Ratujcie Go ! Umiera..-zaczęłam niemiłosiernie płakać. Nie mogłam się opanować. Zaczęłam cała drżeć. To wszystko, po prostu było tego za wiele jak na 16-latkę. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Osoba, która najbardziej mnie rozumiała, właśnie umierała. Która najbardziej mnie kochała. Bez której nie potrafiłam oddychać. Zaczęłam się krztusić nie mogąc złapać oddechu. Wszystko działo się w jednej sekundzie. Lekarze biegli a za nimi pielęgniarki. Słyszałam tylko urywki z sali w której serce mojego chłopaka przestało bić. Było słychać tylko wycie monitora. Natalie podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam wsparcia, powiedzenia "wszystko będzie dobrze, On będzie żyć". I właśnie takie zdanie od niej usłyszałam. Wtuliłam się w jej ramiona i płakałam. Choćbym chciała się uspokoić nie potrafiłam. Przed oczami przebiegła mi myśl: " A co będzie, jeśli On nie przeżyje ? ! Co ja wtedy zrobię ?!" . Byłam na skraju załamania nerwowego. Nie mogłam nawet podnieść się z podłogi. Nie chciałam tego robić . Marzyłam tylko o jednym, żeby mój Mike, którego tak kochałam, żeby przeżył a będę wdzięczna do końca życia. Dopiero teraz, zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem od Niego uzależniona. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym usłyszała z tamtej sali wyraz "zgon". Nie przyjmowałam takiego wyjścia. Dla mnie coś takiego nie istniało. On musiał żyć, żebym ja mogła żyć . Nagle usłyszałam coś takiego : Jest ! Mamy Go !
Słyszałam tylko pikanie monitora oznaczające bicie serca i... straciłam przytomność. Obudziłam się w jasnoniebieskim pomieszczeniu. Leżałam na twardym, niewygodnym łóżku z czymś mokrym na czole, co później okazało się było kompresem. Momentalnie chciałam wstać, jednak zakręciło mi się w głowie i upadłam na poduszkę. Wcześniej nie zauważyłam, że przy mnie stoi lekarz. Powiedział:
-Uspokój się ! Musisz odpocząć bo Twój organizm jest już na wyczerpaniu.-uśmiechnął się do mnie.
-Ja muszę iść do mojego chłopaka.!-krzyknęłam na Niego ze złością.
-Jak się nazywa? Mike Like ?-zapytał uprzejmie.
-Tak ! Co z Nim ?-zapytałam z  niecierpliwością.
-Jego stan jest stabilny. Możesz Go odwiedzić, bo chyba się wybudził. Jedna z pielęgniarek chyba nawet mówiła mi, że pytał o Ciebie. Pójdę z Tobą.-odpowiedział.
-Ok- powiedziałam.
Cholernie się cieszyłam, że żyje. Podziękowałam w myślach Bogu. W końcu dotarliśmy do tej sali. Mike chyba spał. Lekarz powiedział :
-Zostawię Was samych. Tylko chwilkę, bo musi dużo odpoczywać-powiedział i się uśmiechnął.
-Dziękuję-szepnęłam i jedna łza spłynęła mi po policzku. Uśmiechnął się do mnie i wyszedł. Ja podeszłam do łóżka Mike'a i usiadłam na krześle. Patrzyłam się na Niego i zaczęłam płakać. Tym razem jednak były to łzy szczęścia. Poczułam, że Mike się poruszył i szybko starłam łzy, które spływały mi z oczu. Uśmiechnęłam się do Niego. Nie mogłam wykrztusić ani jednego słowa. Popatrzył się na mnie i nie wytrzymałam, i zaczęłam na nowo płakać. Od razu sobie pomyślałam : " A jakbym już nigdy nie miała zobaczyć jego wzroku, skierowanego w moją stronę? Jego uśmiechu." Byłam szczęśliwa mogąc Go widzieć. Zaczął mówić:
-Kate'y nie płacz. Przecież żyję . Obiecałem.-powiedział.
-Wiem- szepnęłam i jedna łza spłynęła mi po policzku, którą Mike wytarł. Przytuliłam Go i pocałowałam. Wcisnęłam się do Jego łóżka i wtuliłam się w Jego tors, oczywiście ostrożnie, bo wiedziałam, że organizm jest wykończony. Powiedziałam tyle:
-Cieszę się, że żyjesz. Kocham Cię- powiedziałam i pocałowałam Go.
-Ja też się cieszę i też Cię kocham-odpowiedział i odwzajemnił mój pocałunek.
Leżeliśmy tak przytuleni, aż w końcu zasnęliśmy. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze niedawno byłam na skraju załamania, depresji. Bałam się o Jego i własne życie. Wiedziałam wtedy tylko tyle, że jeśli On umrze, to ja też.  Nie mogłam sobie wyobrazić siebie bez Niego u boku. Był moją drugą połówką. Jeśliby Go zabrakło, nie byłoby mojej drugiej części. Umarłaby a wraz z Nią i ja. Nie istniałabym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz